O żabce, co nie została królewną | Kinga Kołacka

Tytuł jednej z najnowszych premier łódzkiego Teatru Lalek Arlekin sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z zabawą konwencją. I tak jest w rzeczywistości. Nie powinno to zaskakiwać uważnego widza, jako że w ciągu ostatnich lat na teatralnych scenach często mieliśmy do czynienia z łamaniem baśniowej stylistyki. I tak spotykaliśmy dzielnych rycerzy nieposiadających własnego konia, Czerwone Kapturki, które wcale nie były niewinnymi i bezbronnymi dziewczynkami itd. W tym wypadku również mamy do czynienia z dziełem, które bawi się konwencjami i, zgodnie z zapowiedzią, tytułowa żabka okazuje się nie zaczarowaną, pokrzywdzoną królewną, ale przebiegłą i złośliwą ropuchą.

O żabce, co nie została królewną | Teatr Arlekin


Spektakl zaczyna się, nim na widowni zgasną światła. W głębi sceny, przy otwartej kurtynie stoi w półkolu kilka czerwonych krzeseł, które odcinając się od czerni, wzmagają niepokój oczekiwania. Nie ma dekoracji, jest tylko miejsce dla orkiestry, przez co pusta scena wydaje się wyjątkowo duża. Pierwsze takty muzyki od razu określają nam konwencję musicalu. Zaczyna śpiewnie Katarzyna Kawalec, za chwilę dołącza do niej Ismena Maślankiewicz, potem następni. Na scenie robi się tłoczno, ale wszystko w precyzyjnej choreografii Małgorzaty Fijałkowskiej ma swoje głęboko przemyślane miejsce. Zjawiają się olbrzymie flagi, które malowniczo łopoczą na wietrze, a widz zachodzi w głowę, skąd w zamkniętej, kameralnej przestrzeni sali teatralnej bierze się wiatr? Potem jak spod ziemi zjawiają się lalki i nagle pusta do tej pory scena zaczyna kipieć kolorami i kształtami.

Magia teatru polega właśnie na tym cudzie, że pusta z pozoru scena pęka w szwach od wielości postaci, bogatych w charakterystyczną osobowość, od energii aktorów tańczących i śpiewających, w skupieniu kreujących kolejnych bohaterów, bez męczenia oglądających swym wysiłkiem. Teatralna maszyneria sprawnie uwalnia wyobraźnię widza, który bez wahania rozpoznaje w zielonych flagach gęsty las, kwitnącą łąkę czy wielkie drzewo. Kiedy zieleń zmienia się w czerwień rewolucyjnych sztandarów, widownia czuje rosnące napięcie i nerwowo oczekuje finału. A w finale, jak to w baśniach, zło zostaje ukarane, a na uczciwych czeka nagroda i szczęśliwe zakończenie.

Waldemar Wolański – tu w podwójnej roli, autora i reżysera – specjalnie na tę okazję napisał wierszem sztukę nawiązującą do najlepszych wzorów baśniowych i bajkowych. Aktorzy, śpiewając, opowiadają historię, która rozpoczyna się klasycznym umiejscowieniem akcji „Dawno temu, za górami, za lasami, za morzami…”. Klasyczna jest również forma przedstawienia będąca zgrabnie wierszowanym, żartobliwym moralitetem. Odwołanie się do świata zwierząt, przypisanie im cech ludzkich i ludzkich zachowań oraz alegoryczność są przecież istotnymi cechami bajki.

Bohaterami są liczne zwierzęta sportretowane najpierw przez autora scenariusza, później przez scenografa, w końcu przez aktorów. Na każdym etapie i w każdej warstwie: słownej, plastycznej, muzycznej, animacyjnej wszystkie postacie mają swoje autonomicznie ukazane wyraziste charaktery. Mimo ogromnej umowności użytych w spektaklu kukieł, żadne z dzieci obecnych na widowni ani przez chwilę nie ma wątpliwości, z jaką postacią ma do czynienia. To zasługa scenografa Krzysztofa Rynkiewicza, który znakomicie wydobył najbardziej typowe cechy zwierząt, wzbogacone o ludzkie przywary przy pomocy bardzo syntetycznych środków. Animowane kukły mają niewielkie mechanizacje, działają głównie kolorem i groteskową formą. Należy zwrócić także uwagę na szóstkę aktorów, którzy animują dwanaście lalek, często w żartobliwy sposób zamieniając się rolami lub też nawiązując aktorskie relacje z graną przez siebie postacią lalkową. Świetnie bluesująca jako podła ropucha Patrycja Czyszpak, rozczulający w swej bezradności jako łoś Wojciech Kondzielnik, gdzie trzeba śmieszny, a gdzie trzeba przerażający jako lew Bartek Brożyna czy wreszcie smakowita foka Karoliny Zajdel – to tylko kilka z wielu udanych kreacji.

Forma musicalu powoduje, że w spektaklu aż roi się od piosenek, znakomicie wielogłosowo zaśpiewanych i zatańczonych. Trzeba też zwrócić uwagę na nieczęsto już spotykaną w teatrach rzecz. Wszystko odbywa się bez jakiegokolwiek nagłośnienia. Troje muzyków i cały zespół aktorski znakomicie się dostrajają bez pomocy technicznej, nawiązując do dawnych, dobrych czasów, gdy w teatrze liczyły się przede wszystkim siła głosu i posiadane umiejętności i gdy nie można się było schować za nowoczesną techniką. Młodzi aktorzy Arlekina tworzą wyrównany i profesjonalny zespół. Swingujące melodie piosenek na długo pozostają w głowie, i to przede wszystkim zasługa kompozytora, Tomasza Walczaka. Choć powtarzalność refrenu jest kontrowersyjna. Z jednej strony nucą go wychodzące ze spektaklu dzieci, z drugiej strony ponawiany wielokrotnie zaczyna nudzić.

Nie jest tajemnicą, że swoją wierszowaną opowieść Waldemar Wolański oparł na rzeczywistości, która dwa lata wcześniej zatrzęsła teatrem. Na szczęście obyło się bez taniej publicystyki. Finał spektaklu zmierza do myśli, że oprócz opowieści o żabce, która za sprawą pocałunku królewicza może zostać królewną, jest także powiedzenie o żabie, którą mimo niechęci trzeba połknąć, jako przykrą konsekwencję swoich czynów. I ta puenta może przydać się w życiu jako swoista przestroga,
albowiem jak pisał Jean de La Fontaine:
Przytrafia się to często, że dobry człek jaki
niewdzięcznika przygarnie;
Ale trafia się częściej, że niewdzięcznik taki
przepada marnie.

O żabce, co nie została królewną.
Scenariusz i reżyseria Waldemar Wolański,
scenografia Krzysztof Rynkiewicz, muzyka Tomasz Walczak,
choreografia Małgorzata Fijałkowska.
Teatr Lalek Arlekin, Łódź.
Premiera marzec 2012.


O żabce, co nie została królewną | Teatr Arlekin

Nowszy post Starszy post Strona główna